Rozważyliśmy więc wiele powodów, dla których mąż może stać się agresywny, drażliwy, porywczy, nerwowy. Teraz omówimy, jak żona powinna zachowywać się w takich sytuacjach i co robić. Porada psychologa: Zachowaj dystans. Jeśli mąż stał się zły i agresywny, uprzykrza ci życie i nie możesz znaleźć z nim wspólnego języka.
mąż mnie kilka razy uderzył i ciągle wymyśla rzeczy których nie ma ciagle sie czepia. Ma chorą zazdrość. To ze jestem ku.. Czy dzi… Słyszałam milion razy. Chce sie uwolnić od niego ale nie potrafie. Sams do siebie nie mam szacunku. Wiem ze zle robie ale nie wiem co mam zrobic zeby zrozumieć ze tak nie moze byc
Dziewczyny, co robić bo już nie mogę! Mój mąż ciągle puszcza bąki, robi to z kilkanaście razy dziennie. Potem udaje, że to nie on, ale przecież ja czuję.
Odp: Odkryłam, że mąż mnie nagrywa. Nie dziwię Ci się, że jesteś w szoku. Straciłas chyba resztki złudzeń co do osoby, która była Ci kiedys bliska. Nie wypowiadam się w zakresie aspektów etycznych/ogólnoludzkich/moralnych ale pod poniższym linkiem znajdziesz troche uwag dot. monitoringu w świetle prawa.
Mój mąż zostawił mnie i 3,5 letnie dziecko dla naszej znajomej. Odeszłam bo nie mogłam znieść takiego upokorzenia. Swiat mi się walił przez pierwsze 4 miesiące a potem dotarło do mnie że marnuję czas na kogoś kogo nie zmienię.
Download .mp3 for Android Download .m4r for iPhone. Download Ek Nadi Se Maine Pucha - Shreya Ghoshal free ringtone to your mobile phone in mp3 (Android) or m4r (iPhone). #ek nadi se maine pucha #shreya ghoshal #parineeta #piya bole #vidya balan #saif ali khan #hindi #song.
MCbve. fot. Adobe Stock Ja tak dłużej nie mogę. Teściowa wtrąca się do wszystkiego, a memu mężowi to nie przeszkadza. Faktycznie, jest mi czego zazdrościć – prychnęłam ze złością, kiedy Hanka, moja przyjaciółka od serca, zaczyna opowiadać, jakie to ja mam wspaniałe życie. Patrzyła na mnie ze zdumieniem i nadal próbowała mnie przekonywać, że w porównaniu z innymi to jestem szczęściarą. – Czego ty właściwie chcesz? – pytała Hanka. – Masz pieniądze. Niczego ci nie brakuje. Mąż cię nie zdradza, tyra jak wół, żeby wam na wszystko starczało. Teściowa pilnuje dziecka i jest na każde zawołanie. – I zagląda mi w garnki – wpadłam jej w słowa. – I sprawdza, jak sprzątam. I włazi do naszej sypialni, kiedy chce, bez pukania. I ciągle mi powtarza, że taki skarb jak jej syn, powinnam nosić na rękach. Wystarczy?! – wyrzuciłam z siebie. – Daj spokój. Jedziesz sobie do miasta, kupujesz, co tylko chcesz. Nikt ci nie wylicza pieniędzy. Masz, co zamarzysz. – A właśnie, że nie mam. Marzyłam o studiach. Chciałam się zapisać do jakiejś szkoły, bo Krystian mi obiecywał, że jak urodzę i podchowam dziecko, nie będzie miał nic przeciwko. I co? Nie ma mowy. „Po co ci szkoła? – mówi. – Ucz się lepiej, jak dom prowadzić. Będzie więcej pożytku”. I tyle mam z tych jego obietnic. – No, ja na twoim miejscu bym się nie upierała. I tak do pracy nie pójdziesz, bo nie musisz, to po co ci studia? A w takim wielkim domu jak wasz jest na pewno sporo roboty, więc się nie nudzisz. A właśnie, że się nudzę. Strasznie. Co Hanka wie? Nie mieszka z nami, więc nie widzi, jak moja teściowa krąży koło mnie i ledwo się za coś wezmę, a już słyszę: „nie zamiataj tą szczotką”, „za grubo kroisz ziemniaki”, „nie dodawaj papryki do sałatki, bo Krystianek jej nie lubi”. Więc wszystko rzucam i nic nie robię. Godziny płyną, w uszach mam ciągły jazgot mamusi mojego męża, a dookoła siebie pustkę. Nawet moje dziecko zawłaszczyła. Mały ma prawie 3 lata, a ciągle chodzi z pieluchą i smoczkiem, bo dobra babcia mu na wszystko pozwala. Jest rozpieszczony, rozrabia i nikogo nie słucha, ale ja nie mogę się nawet odezwać, bo zaraz słyszę: – A ileż to ty dzieci wychowałaś, że jesteś taka mądra? Jak będziesz miała tyle lat, co ja, to może coś będziesz wiedziała o świecie. Na razie słuchaj i patrz. Krystian wychodzi do warsztatu rano i wraca, kiedy ja już śpię. To znaczy udaję, że śpię, bo ostatnio nawet sen do mnie nie przychodzi. Przewracam się na łóżku, poprawiam poduszkę, otwieram okno, zamykam okno. On kładzie się koło mnie i natychmiast chrapie. Strasznie chrapie. Więc, często się tak męczę do świtu. Wiem, że on ciężko pracuje, że jest dobry, spokojny, że mnie na swój sposób kocha. Ale mógłby mnie zauważyć, porozmawiać, wysłuchać, a nie tylko uprawiać ze mną seks trzy razy w tygodniu: w środę, sobotę, niedzielę, jak w zegarku. Doszło do tego, że już we wtorek wieczorem mam gęsią skórkę, kiedy sobie pomyślę, że znowu muszę udawać, jak mi jest dobrze. A ja już dawno nic nie czuję. Tylko strach i obrzydzenie. Jak jedziemy do miasta, to on mi każe kupować drogie biustonosze i majtki, żebym miała na te dni, kiedy jest między nami zbliżenie. Mam się w to ubierać, a potem z siebie zdejmować, jak na mnie będzie patrzeć. Na początku nawet było fajnie, ale kiedyś w trakcie weszła teściowa i przez następne dni było gadanie i wydziwianie, jakbym robiła coś naprawdę strasznego. Tak się wtedy wystraszyłam i zawstydziłam, że już nie mogę przestać myśleć, że zaraz otworzą się drzwi i ona wejdzie w tych swoich różowych wałkach i fioletowym szlafroku. Prosiłam Krystiana, żeby założył zamek albo pogadał z matką i zakazał jej włażenia do nas bez pukania, ale – gdzie tam. – Będzie jej przykro – powiedział. A że mnie jest przykro i wstyd, to go wcale nie obchodzi. Nie mówi jej też, że chcę prowadzić własną kuchnię, bo lubię gotować i wymyślać różne potrawy. Ale skąd?! Gdzieżby mi pozwoliła? W końcu mieszkamy w jej domu. Wprawdzie nasza połowa jest niby Krystiana, ale tylko – niby. Ona rządzi wszędzie. Więc jemy te kluchy z sosami i zawiesiste zupy, tłuste rosoły i kapuchę z zasmażką. Krystian ma coraz częściej zgagę, bo napycha się przed snem, a ja w ciągu półtora miesiąca przytyłam 2 kilogramy. Jak tylko spróbuję zrobić coś po swojemu, od razu słyszę: – Poczekaj, poczekaj, przy takim gospodarowaniu wszystko pójdzie na zatracenie. I po co człowiek tak harował i harował, kiedy nikt tego nie docenia. We własnym domu czuje się jak obcy. Musi patrzeć, jak ktoś trwoni majątek i czas przelewa jak wodę przez sito. I tak w kółko. Zawsze bezosobowo, ale przecież wiadomo, że ten „ktoś”, to – ja! Albo podnosi pokrywkę z garnka, w którym gotuję moją zupę. Próbuje. Krzywi się i stwierdza z przekąsem: – No, na takim jedzeniu to wy daleko nie zajedziecie. Zamorzysz dziecko i męża. Ty sobie możesz tak jeść, bo nic nie robisz, ale dziecko rośnie, a Krystian tyra jak wół. I muszą jeść porządnie. Mam prawo jazdy i lubię prowadzić auto. Namówiłam Krystiana, żeby kupił nowy samochód. Taki – dla mnie. Cieszyłam się jak dziecko. Niestety, i tę radość mi zepsuła. – Nie wiem, synu, czy ty dobrze zrobiłeś? Gdzie jej dać kierownicę do ręki? I może jeszcze dziecko będzie chciała wozić? Po moim trupie. Dałam jej druty, żeby zrobiła sweterek dla małego, to powiedziała, że nie ma cierpliwości. A do jazdy będzie miała? Dobrze ci radzę, odbierz jej kluczyki, bo przeczuwam jakieś nieszczęście. I znowu mój mąż, zamiast stanąć w mojej obronie i powiedzieć, że dobrze i bezpiecznie jeżdżę, że mogę brać nasze dziecko, dokąd tylko chcę, że jestem matką i nie zrobię mu krzywdy, jak zwykle położył uszy po sobie, machnął ręką i tyle go widziałam. Wieczorem próbował coś mętnie tłumaczyć, że z matką nie ma co wojować, bo szkoda nerwów, ale znowu myślał tylko o swoich nerwach. Moje były mu obojętne. Więc, w tym niby moim aucie kury mogą znosić jajka, bo wcale nim nie jeżdżę. Raz czy dwa siadłam jako kierowca, ale ona stała na ganku i patrzyła, jak sobie poradzę. Ręce założyła na piersiach i świdrowała mnie oczami. Oczywiście, z nerwów trzęsły mi się ręce i kolana. Ruszyłam tak ostro, że o mało nie uderzyłam w ogrodzenie, a potem samochód mi zgasł i nie mogłam go zapalić, nie wiem dlaczego, bo przecież jest nowy i sprawny. Podejrzewam, że ta czarownica rzuciła jakiś urok. Wiem, że opowiadam głupstwa, ale już sobie z tym wszystkim nie radzę. A wczoraj przeszła samą siebie. Bez pytania weszła do naszego pokoju. Wykorzystała moment, kiedy pojechaliśmy do moich rodziców, i zabrała z regału wszystkie moje książki. Wyniosła je na strych, a na ich miejsce postawiła kryształowe wazony, koszyczki, figurki... Kiedy wróciliśmy stwierdziła: – Zrobiłam u was porządek, bo te papierzyska tylko się kurzyły. Teraz macie elegancko i wreszcie jak u ludzi. Nie wytrzymałam i była awantura. Ale pożytek z tego taki, że w domu grobowa cisza, nikt się do nikogo nie odzywa, tylko ona trzaska drzwiami i tłucze w kuchni garami. Krystian twierdzi, że mogłam nabrać wody w usta, że w końcu nic się nie stało, a mama chciała dobrze. Mówi jeszcze, że jakbym była mądra, to ona by mi jadła z ręki. Nie chce tylko wyjaśnić, co ma na myśli i na czym ta moja mądrość miałaby polegać? Chcesz podzielić się z innymi swoją historią? Napisz na redakcja@ Więcej listów do redakcji:„W wieku 16 lat oddałam córkę do adopcji. Teraz uratowałam życie wnuczce, która była ciężko chora”„Mój narzeczony pochodził z majętnej rodziny z koneksjami, a ja nie śmierdziałam groszem. To nie mogło się uda攄W wieku 45 lat zostanę po raz drugi mamą i po raz pierwszy babcią. Nie planowałam tego, ale tak w życiu bywa”
Czy Was też czasem boli serce ?bo mnie właśnie teraz Powiedzcie co o tym myślicie … Jestem mamą dwóch córek 3 i 5 lat mąż pracuje ,nie zarabia kokosów ale jest jedynym żywicielem rodziny ,ma swoją małą firmę . Niestety lubi nadużywać alkoholu zadko są dni kiedy nic nie wypije. Nie jest jakoś bardzo pijany ale wypity aczkolwiek bywa tak że jest też nawalony ale niezbyt może sobie na to pozwolić mając firmę dlatego codziennie praktycznie popija . Ciągle ma do mnie jakiś problem ,że nie sprzątam że nie gotuje co jest kompletna bzdura i to boli najbardziej Słyszę czasem tak jak dziś że jestem imbecylem że leżę non stop całymi dniami i nic nie robię . Powiedzcie co wy myślicie o tej sytuacji bo ja mam naprawdę czasem dość ,szukam winy w sobie już zaczynam sobie tłumaczyć że łzami w oczach ,kobieto to z to a jest coś nie tak skoro on tak mówi. Dodam że nie mam pracy ,pieniędzy ,mieszkania wszystko jest jego . A co do bałaganu to mimo że sprzątam non stop to przy dzieciach jednak nie da się mieć non stop porządku ,bynajmniej nie przy moich . Po ślubie jesteśmy 9 lat i pytanie co teraz ? Raz mam ochotę zucic to wszystko ,odejść ,życie mam jedno ale z drugiej strony być tak sama a dodam że on ogólnie nie jest złym facetem,nie ogranicza mnie finansowo tylko ten problem alkoholowy ,przez to chyba taki jest Dodam że był na spotkaniu AA ale na drugie nie chciał już iść .
"Mój mąż powiedział, że się zakochał. Płakałam, tłumaczyłam mu, że robi błąd, nie słuchał. Pomogła mi teściowa. Wzięła go na rozmowę i powiedziała mu coś ważnego. Ocaliła moje małżeństwo" - mówi mi Hanna. Stary dowcip mówi, że teściowa powinna mieć dwa zęby: jeden, żeby otwierać nim piwo, a drugi - żeby bolał. Zgodnie z innym kawałem kryzysom w związku zawsze winne są w równym stopniu dwie osoby: żona oraz teściowa. W tych wytworach czarnego humoru zapisano obraz teściowych powszechny u znacznej części społeczeństwa: zgodnie z "tradycyjnym" przekazem teściowa to osoba wredna, wtrącająca się w życie młodego małżeństwa, a także niesłychanie zaborcza. Na szczęście jednak rzeczywistość często wygląda zupełnie inaczej. W Dniu Teściowej postanowiłam oddać głos tym, którzy z matką swojego współmałżonka mają bliską, wartościową relację. Poznajmy ich opowieści. Weronika, 50 lat: chciałabym być taka jak ona Moja teściowa była moją nauczycielką w liceum medycznym. Zawsze elegancka, miała piękne paznokcie, opowiadała o tym, że kobieta może pogodzić pracę z pacjentami i wychowanie dzieci - tylko potrzeba się dobrze zorganizować. Dużo wymagała, ale potrafiła docenić. Kiedy poznałam mojego męża na prywatce, nie wiedziałam, że jest jej synem - ale też był taki zadbany, pachnący, ułożony. Kiedy się zaręczyliśmy, ona się ucieszyła, mówiąc, że teraz on będzie musiał o mnie zadbać (a nie, że ja o niego!!!). Pomagała nam w wychowaniu dzieci, kiedy chorowały, podawała im leki. Była uczynną i elegancką kobietą. Nie miała łatwego życia - kilka razy poroniła, wcześnie została wdową, ale nie zgorzkniała. Do każdego miała szacunek, była też zaradna, umiała zrobić coś z niczego, bo nie miała dużo pieniędzy. Kiedy umarła (miała raka i udar), myślałam, że chciałabym być taka jak ona, że teściowa może być wspaniałą osobą. Monika, 38 lat: teściowa jest mi bliska jak nikt Kiedy wychodziłam za mąż, nie znałam dobrze rodziny ze strony męża. Nie chciałam, żeby ktoś się wtrącał w nasze życie, bo moi rodzice mieli się nie wtryniać. Mój ojciec był alkoholikiem, matka nie okazywała mi matczynego ciepła. Chciałam tak bardzo "po naszemu". Potrzeby poznawania matki męża nie miałam. Po co mi to miało być? Ale po ślubie mój ojciec zaczął się ode mnie domagać pieniędzy, żeby spłacić swojego brata. Wstydziłam się tego. Moja teściowa jednak zaczęła wtedy mnie wspierać, pomagać mi, mówić, że znajdą się te pieniądze, a jak nie, to mogę ich nie dawać, bo tak prawdę mówiąc, nic się ojcu nie należy. Okazało się, że miała podobną sytuację i w ogóle wiele przeszła ze swoją rodziną. Powiedziałam jej o rzeczach, których nie wiedział nikt, nawet moja koleżanka, z którą mieszkałam na osiedlu całe życie. Teściowa jest mi bliska tak, jak nikt nie był nigdy. Koleżanka czasem się śmieje, że gdyby żmija ugryzła jej teściową, to żmija by zdechła, a ja do swojej teściowej dzwonię, gdy mam jakiś problem, potrzebuję porady, co z dziećmi, co z pracą itd. Z teściową jestem bliżej, niż kiedykolwiek byłam ze swoją matką - teściowa nigdy nie mówiła mi, że to, co było w domu, to moja wina, ale też nie poucza mnie i nie wymaga, żebym była służącą jej syna. Jan, 28 lat: gdyby nie teściowa, nie byłbym magistrem U mnie było tak, że pozytywnie się zaskoczyłem. Moja obecna żona zaszła w ciążę na początku drugiego roku studiów. Baliśmy się, że nie ogarniemy małego dziecka i nauki. Mama mojej wtedy jeszcze dziewczyny, gdy się dowiedziała (powiedzieliśmy jej razem) powiedziała do mnie: "Dlaczego zbałamuciłeś moją córkę?". Myślałem, że nas wyrzuci, a ona potem powiedziała, że nie myślimy, ale ona nam pomoże. Poszedłem do pracy, ale teściowa powiedziała, żebym jednocześnie uczył się zaocznie, bo warto mieć magistra. Ania została na studiach dziennych. Teściowa zajmowała się wnuczką, nigdy nie robiła nam wyrzutów (poza tamtą pierwszą rozmową). Skończyliśmy studia, pracujemy, myślimy o drugim dziecku. Teściowa też chce być babcią trzeci raz (brat żony też ma już dziecko). Wspaniale zajmuje się małą, nigdy nie myśleliśmy o niani czy żłobku. Ślub wzięliśmy cztery dni po obronie Ani. Hanna, 43 lata: teściowa ocaliła moje małżeństwo Nie wiem, czy młodsze osoby to zrozumieją. Może będę oceniona, może ktoś powie, że postąpiłam nieżyciowo i głupio. Każdy ma prawo do takiej oceny, ale uważam, że czasami mężczyźni się gubią, bo nie wiedzą, czego się od nich chce. Ja chciałam, żebyśmy z moim Markiem zbudowali dom. Chciałam, żeby nasze dzieci miały swoje pokoje, kawałek podwórka, żeby żyło nam się lepiej niż mnie z moimi rodzicami (mama nie pracowała, była na rencie, tata nie miał stabilnego zatrudnienia, ciągle żonglował pracą). Suszyłam mężowi głowę, żeby pracował, żebyśmy coś osiągnęli. Wpadliśmy na pomysł, żeby wyjechał za granicę - i pracował w Norwegii przy zbiorze warzyw. Pieniądze były, dom kupiony i odmalowany, ale okazało się, że on poznał tam "babę". Powiedział mi o tym, gdy wrócił z roboty, która miała być przedostatnim wyjazdem tam… bo pieniądze już były zebrane. Powiedział, że się zakochał, mogę sobie wziąć ten dom, on mi będzie płacił, ale nie zmieni zdania. Płakałam, tłumaczyłam mu, że robi błąd, ale on nie słuchał. Moja mama powiedziała, żebym sprzedała ten dom i wróciła z dziećmi do nich, ale warunki byłyby dużo gorsze, poza tym z różnych powodów nie chciałam tego. Pomogła mi teściowa. Wzięła Marka na rozmowę i powiedziała mu, że nigdy nie przyjedzie do niej na święta z kochanką i że nie tak go wychowała. Powiedziała też, że ojciec Marka miał romans, a ona cierpiała z tego powodu (mój mąż nic o tym nie wiedział). To silna, stała kobieta - jej słowa otrzeźwiły go. Przez cały czas, kiedy ja miałam pretensje i żale, ona była po mojej stronie, bo ją też doświadczyło życie z mężczyzną. Po dwóch latach nasze małżeństwo jest lepsze niż w dniu ślubu. Teściowa je ocaliła, bo umiała powiedzieć synowi, co naprawdę jest ważne, i zdradzić swoją tajemnicę. Mateusz, 33 lata: to była cudowna przemiana Nie wiem, czy to się nadaje, bo moja teściowa była na początku beznadziejna, życzyłem jej najgorszych rzeczy. Krytykowała mnie, dorobiła sobie klucze od naszego domu, kilka razy powiedziała sąsiadkom, że co jak co, ale zięć jej się nie udał. Po utracie pracy (nie z mojej winy) przeszedłem załamanie nerwowe. Myślałem, że będzie mnie dociskać, bo jej córka zasługuje na to, co najlepsze (ja chętnie wszystko bym jej dał). A ona przeszła jakąś cudowną przemianę. Widząc mnie słabego, bez pracy, przeprosiła mnie i mówiła, że widzi we mnie dobrego człowieka, że czasem są trudności, ale trzeba zacisnąć zęby. Od tamtej pory mamy świetne układy. Nie mogę powiedzieć na nią nic złego - pomaga nam, gdy o to prosimy, ale nie atakuje, nie wymaga Bóg wie czego. Od tamtej pory wierzę, że człowiek może się zmienić. Oczywiście "w przyrodzie" zdarzają się także trudne i obciążające relacje z teściowymi. W takiej sytuacji nie musimy się z nią przyjaźnić ani zwierzać ze swoich problemów. Zawsze jednak należy pamiętać, że jest ona jedną z najważniejszych osób w życiu naszej żony czy naszego męża, a często także naszych dzieci. A jeśli relacje układają się przynajmniej poprawnie, to warto złożyć jej dzisiaj życzenia. Niektóre imiona zostały zmienione. Angelika Szelągowska-Mironiuk - psycholog i copywriter. Wierząca i praktykująca. Prowadzi bloga
Chcę poruszyć pewien temat, który bardzo mnie dziwi, a o którym dość mało się mówi w kontekście biznesu. Sprawa jest dla mnie o tyle zaskakująca, że u nas nigdy nie było z tym problemu. Chodzi o wzajemnie wparcie. W zeszłym roku przeprowadziłem ponad 120 konsultacji. Niecała połowa rozmówców to były osoby, które dopiero zamierzają wejść w biznes. Część z tych osób ma niesłychanie komfortową sytuację, bo np. mieszkają jeszcze z rodzicami. Nie mają jeszcze rachunków do opłacenia, dzieci czy kredytu na karku itp. Mają zapewniony dach nad głową, mają co jeść. To jest świetny czas na testowanie swoich pomysłów. Bo nawet jak nie wyjdzie, to najwyżej stracą trochę pieniędzy i czasu. Druga grupa to Ci, którzy już pracują i są w związkach małżeńskich. I wiecie co często takie osoby mówią lub piszą? “Chcę przejść z etatu na swoje, ale mój mąż / moja żona w ogóle mnie nie wspiera. Mówi, że przecież mam dobrą pracę, pensja jest na czas, to po co wymyślam, w dupie mi się poprzewracało” Albo: “Jak tylko powiedziałem mu / jej o swoim pomyśle, to spotkałam się z drwinami, śmiechem, a później głupimi docinkami i wyszydzaniem przy jakimś rodzinnym spotkaniu.” I wiecie co? Ja to czytam i robi mi się po prostu smutno. Naprawdę cholernie mi szkoda, że ludzie są w związkach, w których nie ma wsparcia, rozmowy, a są heheszki, podśmiechujki, wyszydzanie i podcinanie skrzydeł już na starcie. Jak kobieta chce czegoś więcej, ma ambicje, chce zmienić pracę, albo otworzyć biznes, a jej facet zamiast być NAJWIĘKSZYM wsparciem, rozsiada się wygodnie w loży szyderców, to ja życzę jej, ale to tak jej życzę jak tylko życzyć można, żeby: postawiła na swoim; mądrze prowadziła swój biznes; zarabiała taką kasę, żeby mogła nią palić w piecu. To będzie jej najlepsza zemsta na swoim byłym. Bo jak on nie zrozumie, że jest dupkiem i takim zachowaniem ją krzywdzi, to prędzej czy później na pewno zostanie jej byłym. Albo sam odejdzie, albo ona po prostu kopnie go w dupę, bo dotrze do niej w końcu, że zasługuje na kogoś, kto będzie ją wspierał. Ale żeby nie było, że to zawsze kobieta jest tą uciskającą, a facet jest po stronie oprawcy. Wiem, że działa to też w drugą stronę, ale faceci rzadziej poruszają ten temat, bo po prostu się wstydzą, nie chcą wyjść na cieniasów itp. Tylko, że rozwiązanie jest proste. Trzeba usiąść i porozmawiać. Po prostu. Tylko tyle i aż tyle. Może na początek warto ten biznes rozkręcać tylko po godzinach, bez rzucania się na głęboką wodę? Może warto wspólnie porozmawiać o finansach? Może w domu jest dużo zbędnych rzeczy, które można sprzedać? Może da się na czymś jeszcze dorobić? Może warto odpuścić jedne wakacje? Może warto zmniejszyć opłaty za telewizję czy telefony? Po co to wszystko? A no po to, żeby zbudować solidną poduszkę finansową. Wtedy jak biznes nie wyjdzie, to rodzina może normalnie funkcjonować. Powyższy akapit z tego co obserwuję dotyczy częściej mężczyzn niż kobiet. W robocie coś mu nie pójdzie, szef go opieprzy, klient odwoła spotkanie i wraca taki do domu, rzuca marynarką i krzyczy: rzucam pracę! Zakładam biznes! Nikt mnie nie będzie tak traktował! No on jeszcze nie wie, co go czeka na swoim 😀 Nie pomyśli, jak oni będą żyć przez następne pół roku czy rok. Jakoś to będzie! On rzuca pracę! Chyba dlatego nie ma wsparcia ze strony żony, bo ona się boi o te kolejne miesiące. To nie jest tak, że nie rozumie, nie chce go wspierać, ale po prostu się boi. Mąż / żona będzie Cię wspierać, ale: Powiedz dokładnie, co Cię gryzie? Jaki masz na to wszystko pomysł? Jaki jest plan działania? Co zamierzasz zrobić, jak nie wyjdzie? Jak zostaną zabezpieczone finanse? Jak będzie finansowane bieżące życie? Co z czasem dla siebie i dla rodziny? U nas nigdy nie mieliśmy z tym problemu, ale to wynika z tego, że dużo rozmawiamy. Jak chciałem zacząć szkolenia z szybkiego czytania, to Ola powiedziała tylko: ok, to działaj. Jak mogę pomóc? Jak postanowiłem, że chcę skończyć z prowadzeniem kursów indywidualnych i więcej energii włożyć w blog, to też usiedliśmy i rozmawialiśmy jak ja to widzę. Prawda jest taka, że jeszcze przez jakiś czas działałem na rynku efektywnej nauki, ale bardzo sporadycznie. Może o tyle było prościej, że oboje pracowaliśmy i zawsze mieliśmy jakieś oszczędności. Z drugiej strony – jak też wiedziałem, że jak projekty blogowe nie będą dochodowe, to po prostu wrócę do szkoleń, bo w tamtej branży mam bardzo dobrą reputację. Na tyle dobrą, że po dziś dzień zawsze we wrześniu dzwonią ludzie i chcą, żebym przyjechał uczyć ich dzieciaki. Jak Ola zastanawiała się nad zmianą pracy, to też miała moje pełne wsparcie. Nawet chwilami sama miała wątpliwości czy z tym nie poczekać, bo było to pół roku przed naszym ślubem, który w całości chcieliśmy sfinansować z własnej kieszeni. Ostatecznie ją namówiłem i trafiła do pewnego towarzystwa ubezpieczeniowego, gdzie akurat miałem kurs indywidualny z jednym z dyrektorów 😉 Jednak nie do końca to było to, więc po dwóch miesiącach Ola podjęła pracę jako przedstawiciel w PWN, a potem zaproponowano jej pracę w Wedel. Nigdy mi do głowy nie przyszło, żeby powiedzieć: Ola, daj spokój. Masz dobrą pracę, telefon służbowy, auto służbowe, weź se odpuść. Tysiące ludzi chciałoby taką pracę, a Ty wybrzydzasz? I teraz tak zupełnie szczerze. Wspierałem ją bo: Skoro mamy być razem ze sobą do grobowej deski, to my dla siebie musimy być najważniejsi. Kropka. Nawet jak pojawiło się dziecko, to ono nie może być na pierwszym miejscu ani dla matki, ani dla ojca. Kontrowersyjne? Nie, to logiczne. Dzieci będą z nami przez 20-25 lat. Potem pójdą na swoje, a my znów zostaniemy sami. Nie da się mieć dobrego związku jak jedno czy drugie będzie przez 20, albo więcej lat spychane na drugi plan. Później mamy takie małżeństwa, że dzieci z gniazda wyfrunęły, a rodzice niby są razem, ale jednak osobno. W zasadzie tylko mieszkają razem. Dlatego właśnie trzeba sobie pomagać, wspierać się, dodawać otuchy. Nawet jak jest ciężko. Dlaczego jeszcze wspierałem Olę jak chciała zmienić pracę? To proste: to było też w moim interesie. Po prostu wiedziałem, że prędzej czy później ja też będę chciał (albo musiał) coś zmienić i będzie znacznie lepiej znaleźć się po jednej stronie barykady razem z Olą. Gdybym ja jej nie kibicował, to wiem, że później mogłaby negować moje projekty. Nawet nie dlatego, że coś z nimi nie tak. Dlatego, że kobiety są pamiętliwe i “dla zasady” w takich sytuacjach będą chciały wyrównać rachunek. No nie jest tak? 😀 Możecie powiedzieć, że to bardzo wyrachowane podejście, ale czy takiego wczucia się w sytuację drugiego człowieka nie nazywamy empatią? 😉 Jakby tego nie nazywać, to prawda jest taka, że to działa i… jeśli oczekujesz od drugiej strony wsparcia, najpierw bądź wspierającym. Jeśli chcesz coś zmienić, to podejdź do sprawy poważnie: zabezpiecz finanse, zrób plan, ucz się, zrób plan B. Mając to wszystko usiądźcie razem do rozmowy. Aż takie to skomplikowane?
Zawsze liczyłam się z jej zdaniem i to bez względu na to, z czym miałam aktualnie problem. To ona potrafiła szczerze powiedzieć, gdy wyglądałam źle. Albo kopnąć w tyłek, kiedy wiązałam się z niewłaściwym facetem. Zobacz również: LIST: „Chcę wziąć ślub kościelny, ale nie planuję dzieci. Ksiądz nie chce się zgodzić” Nadal uważam, że to bardzo mądra osoba, ale chyba jednak nie na wszystkim się zna. Ma już 30 lat i jest bezdzietną panną, więc w kwestii potomstwa raczej nie jest dla mnie autorytetem. A próbuje nim być, bo czasami mnie poucza. Ostatnio ciągle od niej słyszę, że krzywdzę synka i kiedyś tego pożałuję. W jaki sposób? Jej zdaniem jestem nadopiekuńcza, przez co wychowuję zupełnie niesamodzielne dziecko. Ciągle z nim siedzę, nigdzie nie wychodzę, nad wszystkim chcę mieć kontrolę, wpadam w panikę z byle powodu i po prostu nie odcięłam jeszcze pępowiny. Zobacz również: LIST: „Pies zaspokoił mój instynkt macierzyński. Już mam dla kogo żyć” Już pomijając to, czy ona ma w tej kwestii rację. Nie wykluczam, że może faktycznie coś w tym jest. Ale czy osoba, która zna temat tylko w teorii powinna się wypowiadać? Jak przychodzi do mnie hydraulik naprawić kran, to mu nie mówię, że robi coś źle. Każdy zna się na czymś innym. Ja jestem matką, więc coś już przeżyłam. Ona ma wiele innych talentów, ale o ile wiem, to jeszcze nie rodziła. Mimo to próbuje mnie pouczać w tak delikatnej kwestii jak wychowanie. Wiem, że chce dobrze. Ale czy w ogóle ma prawo się tak mądrzyć? Martyna Zobacz również: LIST: „Życzyłam kuzynce, żeby znalazła sobie chłopaka. Nie rozumiem jej dziwnej reakcji”
mąż ciągle mnie poucza